Ryszard Kijowski Ryszard Kijowski
954
BLOG

Czy wg GW alkoholik spod Oświęcimia byłby lepszym kandydatem niż Saryusz-Wolski?

Ryszard Kijowski Ryszard Kijowski Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 11

Kiedy dziennikarz z redakcji przy ulicy Czerskiej, Jacek Hugo-Bader poszedł na Marsz Niepodległości przebrany za murzyna pomyślałem sobie, że jeżeli chodzi o "Gazetę Wyborczą", to nic mnie już nie zdziwi. Okazało się jednak, że nie miałem racji, co udowodniły ostatnie dni. Niedawne powołanie się przez tę gazetę na opinie anonimowego alkoholika, który rzekomo był świadkiem wypadku premier Szydło (i to jeszcze z przytupem, że niby "dotarliśmy do nowych świadków") wyznacza bowiem nowe i nieznane dotąd standardy "dobrego dziennikarstwa" - jak swoją pracę lubią określać pracownicy medium z Czerskiej. 

 

Ja naprawdę jestem w stanie wiele zrozumieć. Jestem w stanie zrozumieć, iż dziennikarze Michnika chcą za wszelką cenę grzać temat, który - jak się domyślam - uważają za idealną pałkę do uderzania w Prawo i Sprawiedliwość (inna sprawa, czy słusznie). Oczywiście nie pochwalam tego - przeciwnie, ale takie zachowanie jeszcze mieści się w granicach postępowania wyznaczonego przez reguły logiki i zdrowego rozsądku. Wprawdzie jest to zachowanie wyprane z wszelkiej przyzwoitości, ale patrząc przez pryzmat cynicznie realizowanych interesów ludzi, którzy chcą, żeby było, jak było - nie można mu nic zarzucić. Jak jednak, patrząc z tego punktu widzenia, ocenić powoływanie się na... No, właśnie. 

 

Oto krótki opis pochodzącego spod Oświęcimia "świadka", do którego "dotarli" dziennikarze Wyborczej: "10 lutego był ["świadek"] w Oświęcimiu na terapii w centrum Anonimowych Alkoholików (sic!) niedaleko miejsca wypadku. Przyjechał tam o godz. 16.30. – Po zajęciach zeszliśmy na kawę do Klubu Abstynenta, który mieści się w tym samym budynku. [...] Miałem autobus do domu o godzinie 18.45, dlatego wypaliliśmy po papierosie jeszcze w bramie budynku i poszedłem w stronę dworca – wspomina." (wyborcza.pl) No, a potem jest napisane, że szedł ulicą i widział kolumnę rządowych samochodów z włączonymi sygnałami świetlnymi, ale bez sygnałów dźwiękowych. Jak wiadomo, jest to istotne dla ustalenia kwestii uprzywilejowania rządowej kolumny.

 

Od razu odrzucam ewentualne zarzuty, że bez sensu czepiam się "świadka" Wyborczej, bo facet jest wprawdzie alkoholikiem, ale niepijącym; kto nigdy się nie napił niech pierwszy rzuci pustą butelką i w ogóle - próba zdezawuowania tego człowieka to "rasizm" (w sumie dlaczego nie - skoro Mieszkowski z Nowoczesnej mógł zarzucić Pospieszalskiemu, że jego pytanie o to, czy w środowisku teatralnym jest lobby homoseksualne ma charakter "rasistowski"). Otóż ja odrzucam te zarzuty dlatego, że mnie tutaj nie chodzi o tego człowieka, tylko o wykorzystujące go medium. Co więcej, jest to to samo medium, które nie miało żadnych oporów przed podważaniem kompetencji ludzi z tytułami naukowymi, próbujących wyjaśnić okoliczności katastrofy smoleńskiej i którego czytelnicy - wytresowani przez swoją ulubioną gazetę - do dzisiaj kpią z puszek i parówek, jako modeli, na których można zaobserwować działanie sił fizycznych (dziwne, że z jabłka Newtona już się nie śmieją). To co? Można dezawuować profesorów i doktorów, ale anonimowego alkoholika - nie? Oczywiście, że tak i zapewne bardzo wielu ludzi nie odmówi sobie tej złośliwej satysfakcji, żeby wykpić "świadka" Wyborczej. 

 

Zastanawiam się, czy oni tam na Czerskiej tego wszystkiego nie rozumieją? Czy nienawiść do rządzącego Prawa i Sprawiedliwości tak bardzo ich zaślepia, że odbiera im resztki instynktu samozachowawczego, który chroniłby ich przed przekroczeniem tej niewidzialnej granicy, za którą zaczyna się - mówiąc językiem internetów - "samozaoranie"? Otóż, moim zdaniem, wszystko na to wskazuje. Ci ludzie najzwyczajniej w świecie stracili kontakt z rzeczywistością i pewnie nawet wystawiliby tego anonimowego alkoholika na szefa Rady Europejskiej, przekonując że to dużo lepszy kandydat, niż "zdrajca" i "pisior" Saryusz-Wolski.

 

Nawet nie będę udawał, że to ich pędzenie po równi pochyłej na złamanie karku mnie martwi. Przeciwnie. Ale jeszcze bardziej cieszy mnie sposób w jaki oni kończą. Trudno sobie wyobrazić lepszą kary dla tych ludzi, uważających się wszak za "lepsze towarzystwo", niż śmieszność i groteska, w której się coraz bardziej pogrążają.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura